Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/218

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    — Dobrze kromko, dobrze. A ja jestem... Ja!
    — To genialne. Ale to słyszałem tysiące razy.
    Tak mówi nawet ten, który nie jest wcale: Ja!
    — Dobrze. Czerstwiej pan dalej, panie CHLEBIE.
    — Słyszysz no siostro? — rzekł CHLEB do WODY — Jakoś mu nie imponuję.
    — Może z niego coś być! — odparła woda.
    — Może być! — powiedział student. — Kolega Fajferek zawsze mówi: „Był czas kiedy i mój papa był człowiekiem“.
    — Pan jesteś niezmiernie, ale to niezmiernie inteligentny! — odciął się CHLEB.
    — Być może! Teraz każdy cham jest inteligentny, nawet CHLEB, w postaci zdeptanej przez świnie pszenicy, sterczący nad kałużą.
    — Czyli, że pan jesteś cham!
    — Mniejszy, niż pan! Zapewniam!
    — Ależ to jest kłótnia?
    — Nie! To są nudy i brednie!
    — Poddawali się i tacy! — krzyknął mu nad uchem.
    — Tak jest, ale drwili przytem.
    CHLEB umilkł.
    A WODA powiedziała: