Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale wspomniawszy sobie swoje przykazanie rzekła:

— Co ujrzę, jaką duszę,
Każdą wołać muszę...

A chcąc pocieszyć biedne, umarłe dziecko, co nie miało sił iść w dal, powiedziała jeszcze pieszczotliwie:

— Wzruszona żalami twemi
Daję ojcom ziemi...
Za każdy jęk malutki
Przyrzucę im grudki...
Będą szerzej orali,
Ciebie wspominali...

Dziecko ucichło.
Woda osmutniała sama od dawanego pocieszenia.
Tak bywa... oj tak bywa!
I znowu spytał malec:

— A czy wiedzą ojcowie
Żeś ty ze mną w zmowie?
A czy wie grunt i chata,
Za co ta zapłata?

I nagle zawiedło krzyk głośny, tętniący daleko:

— Kochani!... Czy wy wicie,
Że to moje życie!...