Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/214

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    I znowu szemrała do siebie:
    — I któż rzuci CHLEB do WODY!... komu chleb wodą się stanie.. kto dokona przemiany... największej z przemian ziemi?
    — Ooooj! Wodo, wodo, wodo...
    Zabrałaś mnie młooodo! — zajękło śpiewem.
    Rzuciła się niecierpliwie i odrzekła:

    Nie zabrałam cię dziecko...
    Leżysz niedalecko!
    — Pod progiem leżę chaty...
    Nie widzą mnie braty! — wypominał głos żalośliwy.
    — No... cichaj chwilkę jeszcze...
    Zaraz cię popieszczę... — uspokajała go.
    — Eeeej! Trzeba było trzeba
    W służbie pana CHLEBA... — narzekało coś.
    — Spróbować chciałeś przecie
    Tęsknoty na świecie...
    Gdyś widział, że nurt toczy
    Błyskały ci oczy.
    — Eeej zażyłaś sposobu...
    Ściągnęłaś do grobu... — odrzekł głos niecierpliwie.
    Na skrzypcach zagrać chciałeś
    Co we mnie słyszałeś — tłumaczyła woda.

    Zamyśliła się, ucichła.
    Czyż chciała ściągać do grobu?