Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przy chrzcie świętym nalano mnie na twoje czoło!
— Prawda! — przyznał Jasiek.
— Tedy siadaj.
— Ale ja mam robotę. Niemam teraz czasu słuchać kazania.
— To nie będzie kazanie. A cała ta robota niepotrzebna.
— Jakto? Więc ma wszystko podmulić... ej gadanie...
— Nie podmula temu, kto ma przymierze z wodą. I prawo wolności od chleba uzyska... ale to trudne...
— Moiściewy kochani! — wmieszała się do rozmowy Jaśkowa chałupa... — Moiściewy... powiedzcież mi też... Więc ta czarownica... ot tamta na drugim brzegu... ma przymierze z wodą?
— A mam! A mam! — wrzasnęła z drugiego brzegu sąsiadka.
— Moja wodo jedyna, powiedzże nam prawdę... mnie i Jaśkowi... — prosiła chałupa Jaśkowa.
— Czy powiedzieć? — spytała woda chałupy z przeciwka.
Ale stara jakoś nagle przycichła, zawarła oczy swych okien, przyczerniała na ścianach,