Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/16

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Gołąb zamilkł, a Człowiek z wiadrem obrócił wzrok na nieznajomego.
    Siedział zamyślony.
    Nagle stuknęło coś.
    Obejrzeli się obaj.
    Spragniony objął ciężkie naczynie i przyłożył usta do jego brzegu.
    Człowiek z wiadrem rzucił się ku niemu, chcąc mu wzbronić napoju.
    — Niech pije... niech pije! — powiedział nieznajomy i dodał: — Czyń, co ci zostało przykazane.
    — Jakoż to będę mógł teraz czynić, o panie? — jęknął boleśnie Człowiek z wiadrem. — Jakoż to będę mógł teraz czynić?
    — Będziesz mógł czynić przez cały czas, jaki ci został przeznaczony, jeśli zaprzestaniesz gołębie wypuszczać swobodnie, gdzie im się latać spodoba.
    Wstał z kamienia, skinął mu przyjaźnie głową i odszedł zwolna.
    Za chwilę majaczył już tylko, jak opar srebrzysty na bezkreślnej, szafirowej dali.