Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jadł codzień jabłka i we czwartek tak mu już obrzydły, że patrzeć nie mógł na nie. Bo widzi pan, jeżeli ktoś niebardzo lubi jabłka, to mu się prędko muszą uprzykrzyć. Na szczęście moja mama miała wówczas tyle pieniędzy, że mogła mi dać także całego dolara. Kupowałem też codzień po parę jabłek, póki dolara starczyło, chociaż i mnie w końcu już się były sprzykrzyły. Biedna staruszka! Pewnieby i panu żal było, gdyby ją pan zobaczył. Mówi, że ją strasznie łamie w kościach, zwłaszcza gdy wilgoć jest na dworze. Bo też takie ma starożytne pocho... pochodzenie.
Pan Hawisam zaczął gładzić brodę palcami, był w niepewności, jakim sposobem chłopczyka z błędu wyprowadzić?
— Już to ja miałem co innego na myśli, mówiąc o starożytnem pochodzeniu — rzekł wreszcie — to wyrażenie nie oznacza wieku osoby, tylko długie istnienie rodu. Jeżeli naprzykład nazwisko jakieś od kilkuset lat jest noszone przez ludzi znakomitych, sławnych, mających zasługi w kraju, mówimy o ich potomkach, dziś żyjących, iż mają starożytne pochodzenie.
— A! to tak jak Jerzy Waszyngton — zawołał Cedryk z zapałem — słyszałem o nim odkiedy jestem na świecie, a jest on sławnym od wielu lat. Pan Hobbes powiada, że nazwisko jego nigdy nie będzie zapomniane.