Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to ci się stało?
Chłopczyk zebrał całą odwagę.
— Czy pamięta pan — zapytał — o czem mówiliśmy wczoraj?
— A no, zdaje się, że o Anglii.
— Otóż właśnie. A pamięta pan, o czem była mowa w chwili, gdy Katarzyna po mnie przyszła?
Pan Hobbes potarł ręką czoło.
— Coś mi się zdaje, mówiliśmy podobno o arystokracyi...
— Otóż właśnie... — tu Cedryk zawahał się nieco — mówiłeś pan o hrabiach angielskich.
— O hrabiach!
Cedryk uczuł gorący rumieniec, oblewający go po same uszy; nigdy w życiu nie był w tak wielkim kłopocie, z przykrością też myślał o tem, że i starego przyjaciela podobnego kłopotu nabawi.
— Panie Hobbes — rzekł Cedryk z pokorą — już hrabia się pokazał i jest w tej chwili tu w sklepie.
Kupiec podskoczył z siedzenia jak piłka.
— Co, co to ma znaczyć?
— To znaczy — mówił chłopczyk, spuszczając oczy — że ja jestem hrabią, czy też właściwie lordem tylko, lecz mam być hrabią w przyszłości, nie myślę pana oszukiwać.
— Oszalał chłopiec! — zawołał pan Hobbes,