Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciem artykuł jakiś, a gdy skończył, podał czasopismo Dikowi, który właśnie załatwił się był także ze swoją robotą i rzekł do niego:
— Weź to sobie, mój kochany, i przeczytaj przy śniadaniu. Ubawisz się niezawodnie, obaczysz parę ciekawych rysunków; jeden przedstawia przepyszny zamek magnacki w Anglii, znajdziesz także wizerunek pięknej pani, synowej hrabiego, właściciela zamku. Przystojna kobieta, niema co powiedzieć, choć nie wygląda na wielką panią; rysy ma pospolite, bez wyrazu, ale włosy ogromne, bardzo piękne. Dowiesz się, przyjacielu Diku, co się dzieje w Anglii w sferach wielkopańskich, chociaż wątpię, aby cię obchodziły losy takich znakomitych osobistości, jak hrabia Dorincourt, albo lady Fautleroy; przeczytaj jednak... ale co ci się stało, co to jest?
Zdziwienie prawnika wywołał nagły okrzyk Dika, który rzucił oczyma na podane mu czasopismo i na pierwszej stronicy obaczył portret kobiety z podpisem: „Lady Fautleroy, matka jednego z pretendentów do spadku.“ Była to kobieta młoda i w rzeczy samej dosyć przystojna, miała oczy czarne, duże, lecz niemiłe, włosy ogromne, splecione w gruby warkocz i owinięte kilka razy naokoło głowy.
— Ho ho! — zawołał Dik, ochłonąwszy nieco z pierwszego wrażenia — znam ja ją dobrze, tę wielką panią, lepiej jeszcze, niż pana.