Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wypowiedziany w wejrzeniu i w mowie. Głos jej był dźwięczny i miły, ułożenie skromne, lecz pełne godności. Nie wyglądała wcale zakłopotana temi niespodziewanemi odwiedzinami.
— Tak — potwierdził hrabia — chłopiec podobny także bardzo do mego syna — tu szarpnął silnie wąs biały i dodał — czy domyślasz się pani, po co ja tu przybyłem?
— Pan Hawisam był u mnie — odpowiedziała — opowiadał o tej kobiecie, która upomina się o prawa swojego syna i...
— A ja przychodzę powiedzieć pani — przerwał hrabia — że prawa te będą roztrząsane w sądzie, i obalone, jeżeli rzecz okaże się możliwą. Będę bronił syna pani wszelkiemi siłami, będę walczył z prawem, ze światem całym...
— Muszę zanieść prośbę do waszej Dostojności w imieniu mego syna — przerwała z kolei pani Errol — nie chciałabym, aby cośkolwiek dostało mu się niesłusznie, a chociażby prawo obejść się dało, jeżeli to ma być kosztem sprawiedliwości...
— Na nieszczęście prawo obejść się nie daje; ta obrzydła kobieta wie o tem dobrze.
— Ta kobieta kocha swoje dziecko, jak ja kocham Cedryka — odrzekła znów młoda wdowa — jeżeli jest rzeczywiście żoną starszego brata, syn jej ma prawo do spadku, a mój go nie ma.
Pani Errol mówiła zwykłym swym głosem