Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak niepodobne do tych, które wzbudzał powszechnie, zwróciły uwagę gości.
Pan Hawisam proszony był także na obiad do zamku, lecz godziny mijały, podano do stołu, a on się nie pokazywał. Nigdy mu się nic podobnego nie zdarzało, zawsze na wezwanie hrabiego stawił się skwapliwie. Wstawano już od obiadu, gdy ukazał się wreszcie w sali jadalnej; pomimo spóźnionej pory, znać było, że się śpieszyć musiał, ocierał pot z czoła, niezwykłe wzruszenie malowało się na jego wyschłej, pomarszczonej twarzy.
— Nie mogłem na czas przybyć — szepnął hrabiemu na ucho — zatrzymał mię powód ważny, zdarzenie dziwne i niespodziewane...
Musiało to być w rzeczy samej coś ważnego i dziwnego zarazem, gdyż prawnik nie miał zwyczaju się opóźniać, niełatwo też go cośkolwiek wzruszało. Pokilkakrotnie spoglądał na małego lorda z wyrazem niepokoju i smutku, parę razy tłumić musiał westchnienie. Pan Hawisam był zawsze w jaknajprzyjaźniejszych stosunkach z Cedrykiem, teraz nie uśmiechnął się nawet do niego, nie przemówił, jakieś myśli dziwne i przykre pochłaniały go całkowicie.
Prawnik zapomniał w tej chwili o świecie całym, myślał tylko o ważnej, niespodziewanej wiadomości, którą dziś jeszcze oznajmić miał hrabiemu. Wiedział, że mu tem zada cios bar-