Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziadunio będzie miał do gry ochotę — mówił chłopczyk, a w głosie jego brzmiało serdeczne współczucie — radbym wiedzieć, czy to dziadunia zabawi czy znudzi?
— Obaczymy — mruknął starzec — przynieśno tę grę.
Oglądanie zabawek i gier dziecinnych w towarzystwie małego chłopczyka, było to zaiste nowe i niezwykłe zajęcie dla dostojnego hrabi; lecz ta nowość właśnie mu się podobała. Coś nakształt uśmiechu pojawiło się na jego ustach, gdy Cedryk ożywiony, rozradowany; powrócił z pudełkiem w ręku.
— Czy można ten stoliczek przysunąć do fotela? — zapytał malec.
— Zadzwoń na Tomasza — odrzekł hrabia — i każ mu przysunąć.
— O, czyż warto wołać go po to! Ja sam przysunę, ten stoliczek nie jest ciężki.
Znowu lekki uśmiech zarysował się na ustach hrabiego, nie spuszczał oczu z chłopczyka, który był całkowicie zajęty przygotowaniami do gry. Przysunął stoliczek do fotela hrabiego, rozłożył na nim pudełko kratkowane i pionki porozstawiał.
— To bardzo zabawne — mówił — może dziadunio wziąć dla siebie czarne pionki, ja wezmę białe. Jeden zaczyna i przesuwa z jednej kratki na drugą, ot tak, widzi dziadunio, a drugi