Strona:F. H. Burnett - Klejnoty ciotki Klotyldy.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, ale muszę się przemódz, święta Elżbieta także cierpiała za swoje dobre uczynki.
Elżunia często stawiała sobie za przykład św. Elżbietę znoszącą prześladowania za swą dobroć anielską. Czytywała wiele razy jej życie z którego najwięcej lubiła legendę o różach. Współczuła żywo ze swą patronką, gdy ta niosąc chleb w koszyku dla ubogich spotkała męża który zapytał gwałtownie co niesie, a ona odrzekła mu na to: „Róże” i Bóg nie chcąc dopuścić aby to co mówiła kłamstwem było, chleb zamienił w róże. W myśli zestawiała landgrafa ze stryjem, chociaż nie sądziła, aby był okrutnym, ale mniemała że nie lubi biednych szukając jedynie zabawy i przyjemności, co uważała za złe bardzo.
Nie jadła dnia tego śniadania, postanowiła pościć, dopóki nie dokona swego przedsięwzięcia. Ciotka Aniela pościła bardzo często. Długo czekała na stryja, wstawał zawsze późno, a dziś tem później, że był poprzedniego dnia na jakiemś wesołem zebraniu, które przeciągnęło się do późnej nocy.
Południe zbliżało się, kiedy usłyszała otwierające się drzwi jego pokoju. Pobiegła szybko na wschody, ale tam zatrzymała się drżąc znów ze strachu.
— Poczekam aż zje śniadanie, — pomyślała, bo nie wróciła już do siebie, pozostała na schodach, licząc chwile, wlokące się powoli. Stryj nie był sam, usłyszała bowiem głos jednego z jego znajomych, który go odwiedzał od czasu do czasu, i bardzo jej się podobał. Miał miły głos i łagodne, poważne spojrzenie.