Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cia sprawy obrony), bez względu na jego znane krasomówstwo, nie zapominajcie ani przez chwilę, że znajdujecie się tu w świątyni sprawiedliwości. Nie zapominajcie, że obowiązkiem waszym jest wystąpić w obronie prawdy, w obronie świętości naszych, w obronie całej Rosyi, która wyczekuje z wytężeniem wyroku, jaki wyjdzie z ust waszych. Pamiętajcie, że w kraju naszym odzywają się już głosy, żądające okiełznania rozszalałej trójki, która ponosi nas coraz niebezpieczniej. Tak, panowie, czas zatrzymać ją, lecącą na złamanie karku, bo może już blizką jest chwila, w której obce narody, ustępujące dotąd przed nią z szacunkiem, jak mówi poeta, a może raczej z odrazy i wstrętu, zajmą się same zatrzymaniem znarowionych rumaków. A będą musiały to zrobić choćby dla własnego bezpieczeństwa. Tak jest, panowie, zaczynają się już rozlegać w Europie straszne głosy. Nie lekceważcie ich, nie wzmagajcie rosnącej ku nam nienawiści pobłażliwem traktowaniem zbrodni tak potwornej, jak ojcobójstwo.
Mitia wysłuchał całej mowy prokuratora całkiem spokojnie i nie ruszając się z miejsca. Parę razy tylko podniósł głowę, jakby chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Raz tylko przy wzmiance o Rakitinie, wyrwało mu się mimowoli „przeklęty Bernard”. Gdy Hipolit Kiryłowicz opowiadał przebieg badania w Mokroje, nasłuchiwał pilnie, ale nie rzekł nic, tylko parę razy wzruszył pogardliwie ramionami.
Po skończonej mowie nastąpiła dwudziestominutowa pauza. Korzystając z niej, publiczność zaczęta rozmawiać, dzieląc się na liczne grupy,