Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

No, a teraz...
Tu sędzia śledczy wstał i oznajmił prawie surowo Dymitrowi, że musi się teraz poddać osobistej rewizyi.
— Ależ i owszem, proszę, powywracam wszystkie kieszenie — odparł Dymitr.
— To nie wystarcza. Musi pan zdjąć odzież.
— Jakto, rozbierać się? Tfu do dyabła! czy nie możecie i tak obejrzeć?
— W żaden sposób, Dymitrze Fedorowiczu. Musi pan koniecznie zdjąć z siebie całą odzież.
— Jak chcecie, — mruknął gniewnie Mitia — pod warunkiem tylko, żeby się to odbyło za firanką.
— Ależ oczywiście, za firanką — przyzwolił sędzia.
Tu nastąpił okres badania, zupełnie niespodziewany dla Miti i bardzo przykry. Nie wyobrażał sobie, żeby się znalazł na świecie ktoś, ktoby się z nim w ten sposób śmiał obchodzić. Wydało mu się to strasznie poniżające. Gdyby chodziło tylko o zrzucenie wierzchniej odzieży, byłoby wreszcie mniejsze. Ale kazali mu się zupełnie rozebrać, a on przez dumę nie protestował już napróżno i poddał się temu bez słowa. Za firankę, prócz sędziego i prokuratora, puszczono kilku chłopów.
„Prawdopodobnie chcą mnie zmusić siłą” — pomyślał Mitia.
— Cóż to, czy i koszulę mam zdjąć? — spytał wreszcie opryskliwie, ale prokurator, ani sę-