Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Doskonale wiedziałem i pamiętam wszystko co do joty. Zeskoczyłem z parkanu i ocierałem mu krew chustką.
— Widzieliśmy pańską chustkę. Czy miałeś pan nadzieję przywrócić rannego do przytomności?
— Może, czy ja wiem; chciałem poprostu przekonać się, czy żyje.
— Aa! O tem się pan chciałeś przekonać? No i cóż?
— Nie jestem doktorem, panowie. Odszedłem nie wiedząc. Właściwie myślałem, żem zabił.
— Bardzo dobrze, — zakończył prokurator — dziękujemy panu.
Mitia pamiętał doskonale, z jakim żalem stał nad nieruchomem ciałem Grigora, ale duma nie pozwoliła mu o tem wspominać, prokurator zaś wywnioskował ztąd tylko to, co mu było potrzebne. — Co za zimna krew i zatwardziałość, chciał się tylko przekonać, czy żyje jedyny świadek jego zbrodni. Dumny był, że potrafił rozdrażnić drobiazgami podsądnego i doprowadzić go do takich wyznań. Mitia opowiadał dalej, ale widocznie przychodziło mu to z wielką męką. — Nie chciał już żadną miarą otwierać serca przed tymi obcymi ludźmi, którzy wpijali się w niego, jak szczypawki. Postanowił też mówić jaknajmniej o swoich uczuciach i trzymać się ściśle faktów.
— Postanowiłem odebrać sobie życie — mówił dalej. — Dowiedziawszy się od Feni, że Grusza ma się połączyć ze swoim dawnym, tym, który miał do niej największe prawo, nie widzia-