Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapomniał o tem, co mówił wtedy? — myślała, szukając w oczach rybaka cieplejszych błysków lub zmieszania na twarzy.
Lecz Ten Sziahara niczem nie zdradzał smutku lub miłości. Zachowywał się względem Cuki tak samo, jak względem innych musme, a wyróżniał szczególnie jedną — małą, wiotką i słabą Gaszi Taori. Śpiewał dla niej piosenki rybackie, zrywał kwiaty i orzechy, przenosił ją przez górskie, wartkie potoki.
— Szukał orlicy, a znalazł szczyglicę! — myślała Cuki, wzruszając ramionami.
Nareszcie doszli do świątyni i rozlokowali się w małym hoteliku, utrzymywanym przez mnichów.
Zwiedzili świątynię, gdzie złożyli ofiary pieniężne, modlili się przed starym posągiem Nauczyciela z Sakia, a później, obszedłszy okolice świątyni, powrócili do hotelu, gdzie mnisi przyrządzili dla podróżnych skromną ucztę.
Gdy zasiedli do wieczerzy, brakowało tylko Tena Sziahara.
Cuki odrazu to spostrzegła i zawołała, klasnąwszy w dłonie:
— Ohe! Gdzieś nam się zaprzepaścił Ten...
— Powiedział mi, — odezwała się Gaszi Taori, — że pójdzie kąpać się do jeziora, bo mu tęskno do wody.
— Ty już wszystko wiesz o Tenie, Gaszi! — powiedziała z przekąsem Cuki.