Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnął, — pływam tyle, ile chcę! Biję się w wodzie z rekinami i napadam na kaszaloty, co zabijają ludzi uderzeniem swojej pletwy. Rozumiesz, musme? Moglibyśmy z tobą płynąć aż na tamten brzeg oceanu, jeżeliby po drodze były jakieś herbaciarnie, gdzie dawaliby coś do przetrącenia. Rozumiesz?
— Widzę twoją przewagę, sanwo, — odparła dziewczyna. — Powracam.
— Zaczekaj! — zawołał. — Zapłynąć tak daleko, jak ty zapłynęłaś, nie lada kto potrafi. Powrócimy razem i podzielimy nagrodę.
— Arigato! Dziękuję! — szepnęła Cuki. — Jest to wielki zaszczyt dla mnie...
Nie śpiesząc się, płynęli razem do brzegu, z biegiem fal i z wiatrem. Tu spotkano ich oklaskami i okrzykami.

IV.

Nazajutrz po wyścigach pływackich, Ten Sziahara zapukał do domu wójta Akijama. Sam gospodarz spotkał go i, rzecz dziwna, spotkał uprzejmie.
— A, zwycięzca, tryumfator! — zawołał.
— To będzie od ciebie zależało, czcigodny wójcie! — odparł, kłaniając się, Sziahara.
— Jak to?
— Przyszedłem prosić o rękę twojej córki.