Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

milczeniu śledził każdy ruch gejsz-miako. Chwilami tylko, niby fala po łanie zbożowym, biegł cichy pomruk zadowolenia i zamierał gdzieś daleko, aż pod ogrodzeniem Ueno.
Kallio długo nie mogła odważyć się podnieść główki, aby przyjrzeć się tłumowi, temu potworowi o tysiącach połyskujących oczu, bojąc się napotkać źrenice tego, którego kochała, nie znając nawet jego imienia, a jeszcze bardziej obawiając się, że może nie ujrzy ściągłej, dumnej twarzy, o płonących, rozmarzonych oczach.
Wreszcie zwalczyła strach i oczy błagalne w pierwszych rzędach widzów utkwiła. Drgnęła.
Spotrzegła umiłowanego nad życie, nad słońce, nad sławę. Siedział tuż przed estradą i, pochyliwszy się do strojnie, bogato ubranej musme, coś jej szeptał do ucha.
— To — jego siostra, zapewne, ma równie dumną twarz i wysoka jest, jak on — uspokajała siebie gejsza, zwalczając obawy i podejrzenia.
Aki Szimbo tymczasem wyszła na estradę i, w towarzystwie innej gejszy, wykonała „taniec kwiatów wiśniowych“, spodziewając się, że w tym tańcu przewyższy współzawodniczkę.
Szumne oklaski spotkały Aki Szimbo za jej sztukę, pełną wdzięku i zrozumienia ducha czasu i kultu.
Teraz herold wyszedł i oznajmił:
— Szkoła gejsz-miako z Omori, kierowana