Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w świątyni rozległy się kroki i głosy ludzi. Błysnęły na chwilę oczy kapitana, lecz natychmiast zgasły, przykryte powiekami...
Kotara zaczęła się powoli rozsuwać i odkryła wnętrze świątyni mądrej bogini Waka-Hirumeno-Mikoto.
Taki Zenzaburo ujrzał cztery wysokie świeczniki, stojące przy rogach wzniesienia i czternaście siedzących postaci o kilka kroków od niego, twarzami do ołtarza. Na progu stanął kaiszaku i zgiął się w pokłonie do ziemi. Kapitan powstał. Sziro Sziba obejrzał go od stóp do głowy, sprawdził, czy Zenzaburo zdjął obuwie, poprawił mu składki kimona i węzeł wzorzystego pasa, odstąpił parę kroków, złożył ukłon i znowu stanął na progu.
Taki Zenzaburo na jedną chwilę przymknął oczy, jakgdyby skupiając myśl, lecz natychmiast ruszył naprzód. Gdy przestąpił próg świątyni spostrzegł trzech znajomych oficerów, stojących tuż przy wejściu do sali.
Zenzaburo z wysoko podniesioną głową powolnym krokiem sunął „białą ścieżką śmierci“ w stronę świadków, zatrzymał się przed przedstawicielami klanu i złożył im niski pokłon; zwróciwszy się potem do siedmiu cudzoziemców, skłonił się przed nimi.
Świadkowie odpowiedzieli mu pełnemi uszanowania pokłonami; wtedy kapitan wstąpił po-