Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzyczkę w zaróżowionych od zimnej wody dłoniach.
— Teraz każdy może znieważać i krzywdzić gejszę! — zawołała, zanosząc się od płaczu. — Ludzie zapomnieli, że my — gejsze, umierałyśmy na wojnie, że dodawałyśmy odwagi wojownikom i święcie przechowywałyśmy sztukę i stare obyczaje Daj-Nippon! Za co, za co spotkała nas taka kara?!
Płakała gorzkiemi, beznadziejnemi łzami. Po chwili podniosła oczy na twarz stojącego przed nią młodzieńca i szepnęła:
— Przysięgam na imię Mikada, że uczciwie noszę dwie fałdy na ramionach kimona! Jestem musme, musme! Nie znałam objęć kochanka! Nie odczuwałam jeszcze żaru myśli namiętnych! Przysięgam...
Mutsu-Hito dotknął dłonią jej główki i szepnął:
— Idź, włóż szaty, geta i obi i przybywaj tu. Będę czekał na ciebie.
Rozkaz i wola były w głosie młodzieńca. Gejsza skłoniła się w milczeniu i znikła, jak sarna z Nikko.
Mikado usiadł na kamieniu i czekał.
Długo nie wracała, a gdy wreszcie nadeszła, miała misternie ułożoną fryzurę, ozdobioną wielkiemi złotemi szpilkami; żółte kimono, z wyhaftowanemi fioletowemi i białemi irysami i duży wachlarz w formie liścia lotosu.