Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma w nich skarbiec bogactw wielkich i obronę w dobie wojny i napaści. Ich ściany zielone przegradzają wszystkie drogi wolne ku sercu Polski — Warszawie, zwężają szlaki ataku i dopomagają w zwycięstwie. Gdy wicher przemknie nad ziemią naszą, a rozkiwają się, rozmiotają zielone głowice borów, grondów i rozległych zasięgów puszczańskich, — w rozgwarze konarów, w trwożnym poszumie listowia, w cichych pluskach jezior odzywa się saga tajemna i przemożna, co nie o przeszłości jedynie gaworzy, ale rzuca odważne i mocne hasła na przyszłość promienną, widzialną z podniebnej wyżyny, a w ciszy i skupieniu kniei wyczuwaną tak ostro i tak radośnie.
W czasach wszystkich trzech wojen naszych z Rosją w r. 1831, 1863 i wreszcie w r. 1920-ym napastnicy i zaborcy dotkliwie odczuwali obronną moc „zielonego pancerza“ ziemi polskiej. Jakżeż często małe nawet oddziały powstańcze i wojsk regularnych stawiały skuteczny opór nieprzyjacielowi, opierając się o opiekuńcze ramiona puszczy. W historji wojny r. 1920-go kilka dobrze przez Tuchaczewskiego, Budennoja i Gaj-chana pomyślanych manewrów strategicznych rozbiło się o wierną pierś rodzimej puszczy. Każde drzewo w kniei, każde bajorzysko, gąszcz podszytu i zdradliwe halizny bagienne, gdzie na okrytej rzęsą powierzchni jeziorek puszczańskich kwitną grążele i śmiga po ich liściach kulik samotnik, — cała puszcza od skraju i do skraju broniła ziemi naszej i jej krwią zdobytej wolności.