Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczęszczane przez turystów, wychowanków szkoły leśnej, uczonych badaczy, gajowych i — przez zwierzęta puszczańskie. Z gęstego podszytu strzelają ku niebu gładkie strzały sosen, świerków, dębów, klonów i grabów o potężnych pierśnicach i koronach, rozrzuconych w lazurowej wyżynie. Wydać się może, że drzewa te wytężają wszystkie siły żywotne, aby się wybić z mroku puszczy, spojrzeć w oblicze słońca i wtedy dopiero otworzyć ramiona jaknajszerzej, aby w uniesieniu radosnego wzlotu objąć świat cały — tak piękny i tak drogi! Wtedy gdy piony, niepowstrzymanie parte wzwyż siłą gonną, dążą ku niebu, niczem już nie przesłoniętemu, — korzenie, niby węże mocarne drążą piachy i zwały glin, odwalają głazy i rozłogami swemi coraz to mocniej wżerają się, wczepiają w grunt, i ni to kotwice, ni to przyciesie podziemne wspierają olbrzymie piony, ciągnące się i prężące ku słońcu. Niby malarz gigantyczny rzucił plamy farb na okiem nieogarnięte płótno. Jarzą się one, mienią wszystkiemi barwami, o odcieniach tu przedziwnie jaskrawych, tam znów — ledwie dla oka uchwytnych! Ciemna zieleń grabów i dębów, jasna — klonów, i brzóz, czerwone ozdoby jarzębin, zwisające koralowe okiście kaliny, krwawe krople porzeczek leśnych i malin, czarne paciorki innych jagód dojrzałych i soczystych, a pomiędzy pionami i w matecznikach głuchych, moczarnych — granatowe i fioletowe cienie lub złote, promienne smugi słońca, przebijające się poprzez namiot koron, i w blasku ich — płonący, przebogaty kobierzec kwiecisty, szczególnie na wiosnę, zanim nowe zagony liściaste nie rzucą w głębię puszczy ciężkiej zasłony mroku, w którym mchy tylko, trawy i grzyby wyrastać i rozwijać się mogą. Niby złocone filary nieśmiertelnej, niezniszczalnej świątyni Jariły lub Świętoroha, połyskują potężne sosny, — smukłe, żywione sokami upadłych już ojców i matek, butwiejących, mchem poszytych, roztopionych w potoki żywiczne, w próchnicę słodką i żyzną.
Piękne, dumne sosny, czy wiecie, że pramatki wasze, w tratwy przez orylów garunami powiązane, płynęły niegdyś bystrzem Wisły do Gdańska, a stamtąd na krypach żaglowych do Lubeki, gdzie w wieku XV-ym i XVI-ym gromadził się ówczesny lud morski? Przybycia ich oczekiwali szyprowie holenderscy, hiszpańscy i portugalscy, a potem... a potem stawiano je, jako maszty, na galarach, brygantynach i galionach, zbrojono w reje, na których dudniły wydęte, ni to piersi lecących łabędzi, pojemne żagle chwytne, gdy tymczasem na prężnych topach ostroiglastych łopotały, z bryzą igrając lub szydząc ze sztormów, bandery dumne i drapieżne? Jakie