Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W takim stanie trwa przez lato, bo gdy nastaje zima podzwrotnikowa, szalone ulewy rozmywają drogę, a od starych korzeni odrastają młode pędy i tworzą gęste zarośla.
Są to tak zwane sezonowe drogi, wymagające każdego roku odnowienia.
Samochód pana Waniewskiego toczył się powoli, bo droga dopiero niedawno została odbudowaną, a powierzchnia jej plantu nie stwardniała jeszcze dostatecznie.
Minąwszy o zmierzchu małą wioskę murzyńską, podróżnicy przebyli płytki potok i wjechali na marny odcinek drogi, okrytej głębokiemi dołami.
Inżynier z trudem prowadził maszynę, omijając te przeszkody.
— Któż to tak popsuł drogę? — zapytał Jurek.
Pan Waniewski uśmiechnął się i odparł:
— Przeszło tu stado słoni, mój mały! One to wycisnęły te ślady swemi ciężkiemi nogami.
Chłopak klasnął w dłonie i zawołał:
— Muszą więc być wpobliżu? Jakżeżbym chciał ujrzeć je zbliska!
Ojciec zaśmiał się cicho i rzekł:
— Ej, chyba odeszły już daleko! Słonie nie lubią paść się przy drogach i w miejscach, gdzie są osiedla ludzkie. Te ciężkie olbrzymy