Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

com francuskim worków i skrzyń, napełnionych daktylami i figami. Ten znów w granatowym burnusie i śnieżno-białym turbanie — to góral z Atlasu, zapewne właściciel dużego stada baranów i jednocześnie dostawca wełny. Teraz zaś spójrz na tego grubego Araba w białym burnusie i w zawoju, owiniętym czerwonemi sznurami...
— Ten, którego inni całują po rękach? — spytał Jurek.
— Właśnie! — kiwnął głową inżynier. — Człowiek ten odbył pielgrzymkę do Mekki, świętego miasta muzułmanów...
— Takiego, jak dla nas Jerozolima?
— Tak! — odpowiedział ojciec. — Wszyscy poznają tego bogobojnego i pobożnego człowieka, a o jego pobożności świadczą te czerwone sznury na turbanie.
Jurek z zachwytem patrzał na przejeżdżających przez plac jeźdźców na gorących, pięknych rumakach, na leżące przed składami towarów ciągle żujące wielbłądy.
Tam i sam przemykały się czarno ubrane kobiety o twarzach, okrytych białemi lub czarnemi zasłonami.
Spostrzegłszy zdumienie na twarzy synka, inżynier rzekł:
— Obyczaj i religja zabraniają kobiecie muzułmańskiej pokazywać twarz obcym,