Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odchodzę... ciężko mi na sercu, że pani zrozumiała mnie fałszywie...
Powiedział to głosem wzruszonym, patrząc na dziewczynę swoim nieprzeniknionym wzrokiem.
Manon odczuła nieszczerość i sztuczność tonu i, spojrzawszy spokojnie na pięknego młodzieńca, odparła swobodnie:
— Myślę w tej chwili, że pan ma twarz bez oczu, a głos bez dźwięku. Brzmienia nie słyszę, lecz myśl zgaduję... Jest pan bardzo... zagadkowym człowiekiem!
— Dziękuję pani, panno Manon! — zawołał z ukłonem i nagle na dnie ciemnych oczu zapaliła się iskierka gniewu; gniew zabrzmiał też w głosie.
— Teraz zagadkowość zniknęła — zaśmiała się Manon. — Pan się gniewa. Za co?
Nic nie odpowiedział i, złożywszy etykietalny ukłon, oddalił się.
— Cóż to za romantyczne, arcy-namiętne tango, tak niewłaściwie dla oficera carskiej gwardji wykonane? — zatrzymała go na tarasie paląca papierosa córka posła, szyderczo patrząc na Borysa.
Z udanem zdziwieniem podniósł brwi.
— Niech pan nie udaje! — zawołała panna, uderzając go wachlarzem po ramieniu. — A to wprost demonstracyjne zniknięcie z sali? Któż jest ta piękna brunetka?
Młodzieniec wzruszył ramionami i niedbałym głosem odpowiedział:
— Francuzka, córka pospolitego bourgeois, zresztą studjuje medycynę...
— Kobieta, studjująca medycynę, i do tego francuska kobieta, nie może być pospolitą! — zaprzeczyła.
— Niech pani określa, jak się jej podoba! — odparł Borys. — Co do mnie, nie zadawałbym sobie tego kłopotu. Może pójdziemy napić się szampana?
— Bardzo mądre powiedzenie! — rzekła ze śmiechem, kierując się do bufetu i zalotnie patrząc na Borysa, kroczącego obok.
— Mam ważenie, że na eksport pańskie systemy uwodziciela okazały się nie wystarczające? — szepnęła.