Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Już? W tym wieku? — zdziwiła się Julita.
— Tak! — odparł. — Powiem pani coś, aby zakończyć naszą rozmowę raz nazawsze.
— Bardzo ciekawa jestem! — szepnęła, zagryzając wargi.
— Jestem dyplomatą i w szkole jeszcze utworzyliśmy grupę przyszłych urzędników ministerstwa spraw zagranicznych, którzy przysięgli sobie, że nigdy nie poznają kobiety.
— Co za perwersja! — wybuchnęła z oburzeniem Julita, odsuwając się od Joego.
— Można to nazywać, jak komu się podoba, — zauważył młodzieniec. — Jednak my myślimy, że kobieta bywa czynnikiem zdrady, nadużyć i niedostatecznej gorliwości urzędników na tak odpowiedzialnej drodze, jaką jest służba dyplomatyczna.
— To wstrętne! — wzdrygnęła się piękna Julita. — Jeszcze jeden dowód waszej angielskiej bojaźliwości. Panie!
Kiwnęła niedbale główką i szybko odeszła.
Joe w milczeniu patrzał za nią.
— Czy mam honor widzieć przed sobą pana Joe lorda Leystona, sekretarza brytyjskiej ambasady w Berlinie? — rozległ się nieznajomy głos.
Joe obejrzał się.
Jakiś mały, krępy jegomość o twarzy czerwonej, stał za nim i pytająco patrzał mu w oczy.
— Jestem Joe lord Leyston, — odpowiedział młody dyplomata.
Nieznajomy w milczeniu pokazał mu kartę legitymacyjną tajnego agenta politycznego i, odprowadziwszy młodego człowieka na stronę, szepnął mu do ucha:
— Pan tańczył z Julitą Sargolli. Uprzedzam pana, że jest ona agentką jednego z państw europejskich.
— Dziękuję panu, — rzekł spokojnie Joe, — sam to zrozumiałem podczas rozmowy z tą lady.
To powiedziawszy, odszedł od czerwonego jegomościa i skierował się w stronę Manon Chevalier, rozmawiającej z Hansem von Essen i Royem Wilson.
W tej chwili podbiegł do nich Borys.