Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się kilka domów o piętnastu piętrach. Zbudowane były z czterech słupów, pomiędzy któremi Roy naciągnął drucianą siatkę i oblepił ją cienką warstwą cementu. Na jednymi z domów ustawił żelazną skrzynkę z wodą, wpadającą w sieć rurek gumowych, które stanowiły wodociągi.
Pomiędzy domami Manon porobiła klomby i zasadziła krzaczki.
Na domach wisiały szyldy banków, fabryk, restauracyj, teatrów i biur. Każda ulica i plac miały swoją nazwę, obmyśloną przez Manon.
Chłopak przyniósł z domu dwa wozy tramwajowe i mały automobil, poruszane sprężyną. W Patrie-en-fleurs rozpoczął się ożywiony ruch. Wszędzie powiewały flagi, pieściły oko kwiaty.
Nareszcie Roy zbudował latarnię morską wysoki — słup z cementu i powiesił na nim małą latarkę papierową.
— Teraz mamy prawdziwe miasto, którego możemy się nie wstydzić! — zawołał, myjąc ręce, powalane gliną i cementem. — Szykuj teraz, Manon, jachty! Poślemy je z wizytą do Wilhelmsstadtu i Power-City, aby zawiozły sąsiadom nasze zaproszenie.
Tegoż wieczora dwa jachty, przybrane flagami i kwiatami, a ciągnione z brzegu za sznurki, skierowały się ku innym portom.
Dzieci bawiły się znakomicie, posyłały swoje jachty w odwiedziny z portu do portu, lecz, jak przewidywał Roy Wilson, goście najchętniej przybywali do Patrie-en-fleurs które rozbudowywało się coraz bardziej, a wieczorem cieszyło wzrok długiemi linjami palących się latarni, biegnących wzdłuż ulic i oświetlających plac. Połyskiwały okna drapaczy nieba, na ciemne wody zatoki rzucała promienie latarnia morska. Piękne miasto pociągało ku sobie jachty Anglji i Niemiec, więc chętnie tu przybywali Joe z Hansem, a Manon miała zawsze czekoladki lub owoce, któremi częstowała gości.
Po kilku dniach Joe zaczął budować nowe okręty nietylko na brzegu „Zatoki Przyjaźni“, lecz nawet w domu wieczorami, więc wkrótce posiadał całą flotę dużych i małych jachtów, handlowych statków i wojennych krążowników, uzbrojonych w działa.