Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bardzo piękne i wesołe, zupełnie jak nasze amerykańskie miasta na Florydzie — zgodził się chłopak.
— To pan jest Amerykaninem? — zapytała dziewczynka.
— Tak! Nazywam się Roy Wilson — odparł chłopak z ukłonem, silnie potrząsając ręce nowych przyjaciół.
Po zawarciu znajomości, Roy natychmiast zabrał się do roboty.
Miss... — zaczął Amerykanin.
— Nazywaj mnie — Manon, Roy — zaproponowała dziewczynka.
All right! — odrazu zgodził się chłopak. — Cieszę się, że będziemy very good friends, bo ja lubię tylko rozumne zabawy.
— A sport lubisz? — zapytał go Hans.
— O tak! — odparł. — Gram w foot-ball w dobrej, poważnej ekipie i w hokkey. Wolę jednak piłkę, bo tam trzeba kombinować nietylko głową lecz całem ciałem...
— Cóż będziemy robili? — spytała Manon. — Może zbudujesz dla mnie okręt?
— Poco? — odpowiedział Roy. — Masz już dwa i tego dość dla zabawy. Najlepiej będzie, jeżeli zamienimy Patrie-en-fleurs w nowoczesne miasto. Wtedy z innych portów zaczną zjeżdżać się tu ludzie, rozwinie się handel, dolary popłyną do banków...
— Ach, jak to dobrze mieć nowoczesne miasto! — klasnęła rączkami Manon. — Widziałam na obrazku Nowy Jork z drapaczami nieba! Bardzo zabawne!
— Zbudujemy sobie drapacze, gdzie umieścimy banki, biura, kinematografy, restauracje, urządzimy wodociągi, tramwaje, żeby mieszkańcy mieli wygodne życie, a później postawię na brzegu wysoką latarnię morską, aby wskazywała statkom innych państw drogę do nas!
Roy Wilson nakreśliwszy plan działania, nie zwlekając, przystąpił do wykonania. Poszedł do miasta i wkrótce powrócił obładowany różnemi przedmiotami.
Oprócz narzędzi stolarskich i rydla przyniósł dużą torbę z cementem, rulon żelaznej siatki, kilkanaście metrów rurki gumowej i duże żelazne pudełko. W parę dni później na placu, ogrodzonym murami, wznosiło