Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Well! — kiwnął głową Joe.
Dzieci pobiegły do miasta.
— A nie zapomnijcie zabrać z sobą dużo flag papierowych, żeby ozdobić nasze miasta! — mówiła Manon i nagle przystanęła.
— Co się stało? — zapytał Hans, patrząc na nią.
— Któż zrobi dla mnie okręty? — zapytała głosem, w którym drżały łzy. — Alfreda niema, a sama nie potrafię...
Chłopcy zamyślili się nad tą poważną przeszkodą.
— Każdy z nas podaruje ci jeden okręt — zadecydował nareszcie Joe.
— Naturalnie! — podtrzymał towarzysza Hans. — Zbuduję dla ciebie piękny jacht trzymasztowy.
— No, to biegnijmy prędzej! — zawołała dziewczynka, z wdzięcznością uśmiechając się do chłopaków.
Po południu na brzegach „Zatoki Przyjaźni“ kipiała robota.
Manon ozdabiała kwiatami i flagami Patrie-en-fleurs, zasadzała na tarasach wersalskich przyniesione z domu bratki różnobarwne i zdobiła zbiegające ku wodzie ścieżki białemi kamykami. Chłopcy strugali i heblowali deski, budując jachty, ustawiając maszty i przeciągając liny.
W oddali stał Borys, przyglądając się zabawie. Nie podchodził i nie witał się z nikim. Nareszcie zabrał się do pracy. Na murach wystawił armaty, powtykał rosyjskie flagi trójbarwne, w środku swego miasta z gliny zbudował kopulasty gmach, uwieńczony krzyżami.
Jeszcze jeden chłopak stał na uboczu i uważnie patrzał.
Przed wieczorem, gdy już sześć jachtów kołysało się przy brzegu koło wszystkich trzech portów, nieznajomy chłopak podszedł i, uchylając czapki, rzekł:
— Przepraszam! Czy mogę się zaprosić do towawarzystwa, bo ta zabawa podoba mi się?
— Prosimy! — odparły dzieci.
— Będzie pan w mojej partji — zadecydowała Manon. — Ja temu sama nie poradzę. Proszę spojrzeć, jakie to piękne miasto — Patrie-en-fleurs!