Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

That’s boy! Gdy słucham ciebie, życie wydaje mi się lepszem i latwiejszem! Nadzieja wstępuje do serca, że zwalczymy wszystkie przeszkody! Gdzieś się taki urodził?
— W kraju, który przetrwał wszystko w nadziei dla której żył nie marzeniami, lecz myślą, uczuciem i mięśniami, drogi Roy! — odparł Małachowski.
— Musimy uczynić wszystko, aby nowe pokolenie ujęło w swe dłonie ster życia! — rzekł Hans.
Yes! Yes! — kiwał głową Joe Leyston.
— Mamy cel przed sobą! — krzyknął nagle Wilson. — Już niema chaosu i bezdroża!
Z boiska doszedł radosny okrzyk Henryka:
— Pójdę w góry, na same szczyty, blisko do słońca. Poprowadzę tam dobre, jasne duchy!...
— Słyszeliście? — zapytał Hans, spoglądając na przyjaciół.
— Słyszeliśmy! — odpowiedzieli cicho, niby w strachu, że spłoszą piękną, wymarzoną zjawę.
Z cichą radością w sercu poszli dalej.
— Wstąpmy do Manon! — zaproponował Hans. — Musimy ją uprzedzić o wycieczce i zaprosić...
Well! — zgodził się Joe.
Manon już powróciła z kliniki.
Posłyszawszy o projekcie przyjaciół, ucieszyła się za Henryka.
— Marzy o tem od kilku lat! — zawołała. — Jaka szkoda, że nie mogę wam towarzyszyć. Mamy właśnie poważną operację, przy której pomagam profesorowi.
— Może kto inny zastąpiłby panią? — zapyta Wilson.
— Nie mogę! — odparła. — Jest to mój pacjent. Operacja bardzo poważna, decydująca o życiu chorego. Bardzo mnie prosił, abym nie odstępowała go... Nie mogę!
Przyjaciele znali lekarza Manon de Chevalier, więc nie nalegali.
Poprosili ją więc tylko, aby uprzedziła pana Neuville, i obiecali wstąpić po niego i Henryka.
— A strzeżcie mi syna! — upomniała ich na pożegnanie.