Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy wynikała kłótnia pomiędzy dziećmi, chłopak natychmiast posępniał i odchodził. Na widok bójki bladł i szybko oddalał się, ze wstrętem kurcząc twarz.
Spostrzegł to Neuville i ostrożnie, żeby nie spłoszyć przewodniej myśli wychowanka, zapytał go o to.
— Patrząc ludziom w oczy, — wiem, czy są oni dobrzy, czy źli. W oczach bijących się, lub kłócących chłopców widzę zawsze złe, czarne duchy...
— Boisz się ich?
— Nie! Chcę zwalczyć je, ale przedtem muszę być na szczytach gór i spotkać tam białe duchy — odpowiedział chłopak.
W istocie, Henryk nie był bojaźliwy, o czem Neuville przekonał się naocznie.
Pewnego razu siedział na ławce, czytając książkę. Nagle doszedł go poważny głos Henryka.
— Zostaw mnie w spokoju i odejdź! — mówił chłopak.
Neuville obejrzał się.
Jakiś wyrostek stał przed Henrykiem i, patrząc drwiąco na niego, powtarzał:
— Okularnik! Okularnik!
Chłopak wyprostował się i rzekł do napastnika:
— Czyż nie rozumiesz, że skoro mam krótki wzrok, muszę nosić okulary? Nigdy nie słyszałeś o tem?
— Okularnik! Okularnik! — śmiał się wyrostek, wskazując na niego palcem. — Ślepy okularnik!
— Jesteś starszy ode mnie, a taki niemądry, jak małe dziecko! — upomniał go Henryk. — Czyż nie masz tu nic zabawniejszego i ciekawszego nade mnie?
— Okularnik! — wrzasnął napastnik.
— Popatrz dokoła! Jakie piękne jezioro! Jak przeglądają się drzewa w jego zwierciadle! Jak połyskują lodowce na górach! Czyż tego nie widzisz i tylko ja zabawiam ciebie?
— Okularnik! Okularnik prawd kazanie! — zawołał wyrostek i usiłował jedną ręką przyciągnąć do siebie chłopca, drugą zaś zerwać mu szkła.
Henryk zręcznie wyślizgnął mu się i zapytał:
— Nie przestaniesz dokuczać mi?
— Nie, uczony okularniku, nie! — mówiąc to, brutal znowu wyciągnął ręce.