Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nikt nie wiedział, jakiemi drogami dyplomaci, za kulisami i pod osłoną Ligi Narodów uprawiający swoją politykę, zwalczali projekt polski, usiłując nie dopuścić go na światło dzienne przed delegatami wszystkich państw.
Zaatakowano najpierw nadane przez Polaków wojnie miano „zbrodni.“
Oburzyło to tych, którzy drogą starć krwawych kroczyli ku wielkości i bogactwu swoich państw.
Obalono tę niewątpliwie sprawiedliwą i energiczną nazwę, nadaną wojnie. Polacy ustąpili, poświęcając mniejszą rzecz dla większej treści swojego projektu.
Obecny przy tej walce — Roy Wilson wzruszył pogardliwie ramionami i rzekł, do nikogo się zresztą nie zwracając:
— Brawo! Wielkie zwycięstwo odniosły Niemcy, odsądzone niedawno przez aljantów od czci i honoru! Wojna nie jest zbrodnią? Well! W takim razie wszelkie sposoby mordu są dozwolone? It’s splendid, gentlemen!
Następnym etapem walki było twierdzenie, że projekt polski powtarza już zapadłą przed laty decyzję Ligi Narodów o pokojowych metodach rozstrzygania sporów. Jednak Polacy, podtrzymani przez liczną grupę członków Ligi, dowiedli, że owa decyzja była bezsilną, marzycielską propozycją, raczej prośbą, niczem nie popartą, i że ujęcie zawierającej się w niej idei w formy prawne powinno mieć znaczenie praktyczne.
W ten sposób polski delegat mógł rzucić przed przedstawicielami niemal całego świata śmiałe i szczere słowa, wstrzymujące wybuch wojny.
Wrażenie tych słów było silne i każdy z obecnych, jeżeli umiał odrzucić na chwilę nieruchome, martwe systemy, czuł to wyraźnie.
Tak się stało z trzema najwybitniejszymi i najwytrawniejszymi ludźmi, którzy w tej kwestji zabrali głos.
Byli to ministrowie Niemiec — Stresemann, Francji — Briand i Wielkiej Brytanji — Chamberlain.
Nastrój, sprzyjający polskiej myśli, sympatja dla ideologji najbardziej na wschód wysuniętego państwa europejskiego wrywały się szerokiemi i potężnemi