Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Próżno krzyczała i broniła się Manon.
Kilka mocnych ramion porwało ją i w milczeniu, niby na stracenie, poniosło ku dużemu domowi, gdzie się świeciły dwa okna na piętrze.
— Dla tych paniczów musimy imać się brudnej roboty! — odezwał się jakiś ponury głos.
— Psia służba! — wtórował mu inny.
Wnieśli Manon do oświetlonego pokoju i postawili przy progu.
Przerażona, oślepiona, jak przez mgłę, ujrzała stół, zastawiony butelkami i jakiemś jadłem, trzech młodzieńców w rozpiętych koszulach, dwie pijane wieśniaczki o nagich piersiach i rozsypanych na ramionach, potarganych włosach. W pokoju było gorąco, odurzał zapach wina i dymu cygar.
— Jesteśmy! — zawołał jeden z młodych ludzi. — To cacko najpierw do mnie należy!
Mówiąc to, podbiegł do Manon i, zacisnąwszy jej usta dłonią, wpadł z nią do sąsiedniego pokoju.
Ciemno tu było i zimno...
W mroku, z którego wynurzały się majaczące, blade plamy okien i czarne zarysy dużej szafy, po krótkiej, zaciekłej walce dokonana została ohydna, hańbiąca zbrodnia...
Ohydna i hańbiąca, a taka zwykła podczas wojny, we wszystkich wiekach i w każdymi zakątku ziemi, gdzie deptał ją niosący śmierć i śmierci czekający człowiek uzbrojony!
Ohydna i hańbiąca zbrodnia, a tak niepojęta i dziwna!...
Kulturalni ludzie przemocą zdobywali kobiety innych narodów.
Najeźdźcy, czujący wstręt niepohamowany do ludzi innej barwy, walczyli i dopuszczali się zbrodni, zdobywając kobiety tego szczepu, na który z pogardą najwyższą spoglądali; całowali ręce, usta i oczy tych kobiet, bezwiednie szepcząc do nich słowa uniesienia i żądzy, płodząc z niemi synów swoich i córki...
Dziwna, niepojęta zbrodnia!...
A może nie jest to zbrodnia? Może jest to wyższy nakaz życia, broniącego się przed czyhającą zewsząd