Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nabożeństwo wkrótce się skończyło i na ambonie stanął starzec wyniosły i poważny, o mądrem czole myśliciela i jasnych, surowych oczach.
„Błogosławieni ubodzy w duchu; błogosławieni, którzy się smęcą; błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, — błogosławieni miłosierni; błogosławieni czystego serca; błogosławieni pokój czyniący; błogosławieni, którzy cierpią prześladowania dla prawdy... — zaczął kapłan głosem przenikliwym, niemal rozkazującym.
Nesser przypomniał sobie nagle dawno zapomniane, dorywcze nauki matki, od rana do nocy zajętej praniem cudzej bielizny. Kazanie na górze! Przemówiło doń wspomnieniami, czy jakiemś zatartem wrażeniem. Zabrzmiał mu w duszy głos kapłana — dziwnie donośny i władny. Nesser zrozumiał, dlaczego stary kapłan wygłaszał słodkie słowa cichego, pokornego Syna Człowieczego zbyt przenikliwym głosem obcym treści kazania. Wyczuł on widać miotanie się duszy stojącego w tłumie nieznajomego człowieka i wytężał siły, aby obudzić w niej uśpione echo. Istotnie odezwało się ono natychmiast, stało się spadającą z nieba odpowiedzią na dręczące Nessera pytania. Dopatrywał się w tem jakiegoś cudu, wyczuwał magiczne nici, które ciągnęły się poprzez świat cały, od duszy do duszy, a może poprzez kosmos, aż zbiegały się na szczycie jego, gdzie, jak twierdzą kościoły, przebywa bóstwo wszechpotężne i nieznane, alfa i omega.
Kaznodzieja mówił o ludziach uważających się za chrześcijan, a służących bogom fałszywym; cytował (w tem znowu zawierała się cudowna zagadka!) słowa Johna Ruskina, do którego w ostatnich czasach bezwiednie dążyła myśl Nessera: