Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wysoko i porywczo podnosiła się pierś kontuzjowanego kaprala, a palce rozrzuconych rąk jego drapały ziemię.
— Księdza... — wyjąkał słabnącym głosem. — Obiecałem matce umrzeć, jak chrześcijanin...
Urwał nagle, bo śmierć stała już przy nim i, dotknąwszy tego potwornie wstrząśniętego ciała, zmusiła je zesztywnieć nagle i sczernieć straszliwie.
Nesser biegł już, prowadząc księdza. Nie wiedział, że kapelan podążał za nim, nie kryjąc się wcale za okopem. Obejrzał się dopiero, gdy posłyszał cichy jęk i odgłos padającego ciała. Ksiądz z podwiniętemi pod siebie nogami siedział i kiwał się, zakrywając twarz dłońmi. Przez zaciśnięte palce sączyły się cienkie strugi krwi i spadały mu na pierś i kolana.
Ksiądz drgnął nagle i przechylił się nabok. Ręce mu opadły, a głowa wsparła się bezsilnie o wał. Lewa strona twarzy znikła w strugach płynącej krwi. Nesser, drżący i nagle zesztywniały, widział, jak zpomiędzy strug krwi wyłaniała się nabrzmiewająca rana, — odłamek kości i jeszcze coś, co przysłaniał szmat zerwanej skóry. Przyjrzał się bacznie i wydał przeraźliwy jęk. Na cienkiem pasemku krwawiącem zwisało wyszarpnięte oko, — niebieskie, patrzące nieruchomą źrenicą. Ksiądz Chambrun długo pozostawał w omdleniu. Sanitarjusz zalał ranę jodyną, nałożył opatrunek i zaczął go cucić, aż dopóki kapelan nieotworzył jedynego już oka i nie poznał Nessera.
— Pochyl się! — szepnął szczękając zębami. — Być może umrę... więc słuchaj i powtarzaj za mną: Boże sprawiedliwy i Miłosierny... Ojcze nasz dobry... który z Nieba widzisz wszystko i rozsądzasz... Oto stoję przed Tobą... mający duszę grzeszną... mio-