Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odeprzeć nieprzyjaciela. Oddział, który nie będzie już mógł posuwać się naprzód, musi za wszelką cenę utrzymać się na terenie zdobytym i raczej dać się zabić na miejscu, niż się cofnąć. Śród warunków obecnych żaden upadek ducha nie może być tolerowany.“
Czyżby te słowa starego, odważnego żołnierza przemówiły z całą siłą i tu — przed fortem Vaux, w tych podziemnych, cuchnących krwawych norach? Nie! Stanowczo — nie! Było to coś innego, a jeszcze hardziej dziwnego. Od walczących postaci do duszy Nessera płynęły jakieś prądy niejasne... zewsząd... zewsząd... Ten promień mglisty to od kapitana Delverta, ten — od zuchwałego sierżanta, tam — od małego Clerca, zawsze smutnego i jakgdyby dźwigającego na sobie ponure brzemię wyroku śmierci, a wszystkie jednakie.... wszystkie przechodzące przez pryzmat wnikliwości Nessera i przełamujące się w nim na setki fal przeróżnych, które znów się łączyły i drgały w eterze, tworząc dźwięk, brzmiący twardo, ostro, jak pękająca stal a przekształcający się w słowa zrozumiałe:
— Tak być powinno!
— Dlaczego? — pytał Nesser kogoś nieznanego.
— Dlaczego? — powtarzał w duchu głosem namiętnym.
Odpowiedzi nie było, lecz słowa te dźwięczały w wybuchach granatów, w świście kul, w ryku ludzkim, w zgiełku, okrzykach komendy, w tupocie nóg i zawrotnem wirowaniu rozrzucanych kamieni i sypiącej się ziemi.
— Tak być powinno!
Dopiero po odpartym ataku dowiedział się Nesser o postrzale, który dostał Gramaud. Zaciskając obu-