Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lewkę i chleb, a tuż za niemi ciągnęły inne, z ustawionemi na nich drewnianemi kadziami, pluskające mi wokół cuchnącą cieczą, czerpaną z ustępów. Obok posilających się w milczeniu żołnierzy, jęcząc i klnąc, siedziały pod ścianą skulone postacie chorych na czerwonkę i tuż załatwiały swoje potrzeby; zatruci straszliwemi gazami niemieckiemi strzelcy z okopów Douaumont i Vaux z rykiem rzygali strugami żółtych i czarnych wymiotów; jakaś grupa podpitych nieco żołnierzy ryczała sprośną piosenkę; żałośnie nawoływali i skarżyli się ranni, których w drodze do tego miejsca dosięgły odłamki granatów lub kule szrapnelowe; staruszek-kapelan w komży przeciskał się w tłumie, trzymając wysoko nad głową wiatyk, aby nie wytrącono mu go z rąk; oficer i sierżant, pozostawieni na kwatermistrzostwie w tunelu, wykrzykiwali pogróżki, grożąc sądem polowym; co chwila rozlegały się okrzyki — to żałosne, to wściekłe, prawie nieprzytomne:
— Doktora! Prędzej doktora! Hej — tam, kucharze, śpieszcie się do stu tysięcy djabłów! W transzach — głód, tu — głód, niech was...
Z innego końca rwały się przekleństwa ciężkie, niemal groźne i zawisła w powietrzu fala rozpaczliwego wycia:
— Wody! Wody! Dajcie wody... We wszystkich blaszankach zanosi od niej trupami i łajnem... Wody!...
Wody nie było. Nesser przekonał się o tem sam, bo przy wyjściu z tunelu, w którym porucznik zatrzymał się na krótki wypoczynek, zaczerpnął do manierki wodę z dużego kukła i podniósł do ust. Uderzył go natychmiast mdły swąd trupa, siarki i