Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i przysypali piaskiem. W tej norze mieściło się schronisko oficera, kierującego naprawą toru.
— Panie Nesser i wy, kapralu, chodźcie ze mną! — rzekł porucznik, zwracając się do żołnierzy.
Wpełzli pod gruby pułap i usiedli na pustych skrzyniach od benzyny. Ziemia co chwila się wzdrygała i wstrząsała ludźmi. Uginały się pod nimi nogi, głowy drżały i bolały zęby, gdyż szczęki z siłą uderzały o siebie i zaciskały się spazmatycznie. Nesser naliczył dziesięć wstrząsów na minutę. Wybuchy pocisków zaczęły się zbliżać ku plantowi, a czarny i żółty dym, ścieląc się po ziemi, wpełzał do skrytki i tamował ludziom oddech. Jeden z pocisków padł tak blisko, że przez szpary belkowania posypał się piasek, a odłamki żelaza, wyjąc i skowycząc, przeleciały nad schronem z warczeniem i złośliwym jazgotem. Natychmiast rozległ się krzyk na plancie:
— Dajcie nosze! Sierżant ranny w głowę...
Niemcy zasypywali tor coraz nowemi pociskami, rzucając je po kilka naraz. Na ciemniejącem już niebie, jeszcze lekko purpurowem od zachodzącego słońca, migały czerwone i żółte światła wybuchów i zwisały, opadając ciężko, czarne dymy. Siedzący w skrytce ludzie milczeli, patrząc przed siebie lub wbijając wzrok w ziemię. Nesser spostrzegł, że kapral miał twarz stwardniałą, obojętną, prawie bezmyślną; porucznik mrużył oczy, w których od czasu do czasu zapalały się iskierki, jakgdyby gorzkiej ironji.
Nesser nie wątpił, że oficer mimowoli uświadamiał sobie cały ogrom i głębię ohydnej rzeczywistości. Być może myślał w tej chwili, że cywilizowani ludzie biją z armat, aby nikt nie przeszedł tam, gdzie miała ostatecznie zatriumfować śmierć, a inni znowu —