Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Drogi kapitanie Bordeaux! — rzekł z uprzejmym uśmiechem. — Znamy was dobrze, ktoby zresztą nie znał Henryka Bordeaux — świetnego powieściopisarza, członka Akademji francuskiej?! Wierzymy waszej intuicji, którą jeszcze bardziej podnoszą wybitne zdolności i wiedza oficera sztabu generalnego — cenimy was bardzo i chcielibyśmy słyszeć, jak sobie wyobrażacie tę bitwę, która zawiera w sobie tyle tajemnic, zaczynając od trudnych do wytłumaczenia powodów osłabienia tego odcinka i kończąc na zbyt szybko, niemal „na poczekaniu“ zorganizowanej obronie naszych pozycyj.
Kapitan Bordeaux podniósł oczy i odparł:
— Będę improwizował, chociaż, co prawda, powinienby to raczej uczynić nasz młody kolega, porucznik Gasquet, bo jest poetą, — jednak spróbuję! Przepowiadałem jeszcze w lutym, że cały ten rejon przeżyje straszne, krwawe tygodnie i miesiące, a nikt należycie nie oceni tego dramatu aż do chwili, gdy właśnie stąd Francja z całą stanowczością ruszy po zupełne zwycięstwo! Tu nikt nie będzie świadkiem wspaniałej szarży Ney’a pod Friedlandem, — powtórzymy raczej czyny korpusów Mortier i Lannes, które w tej bitwie napoleońskiej przyjęły na siebie całą siłę nieprzyjacielskiego ciosu. Nie my pójdziemy po zwycięstwo, inni rzucą się po nie, jak orły, lecz my zato będziemy tą skałą niewzruszoną, z której zerwą się orły. Przed Verdunem szaleje bitwa niebywała, leje się i wsiąka w ziemię morze krwi, mijają dni i tygodnie ciężkich zmagań i jeszcze cięższych trosk i smutków, lecz na tej ziemi naród francuski złoży potężne dowody wytrzymałości bohaterskiej, ofiarności dla ojczyzny i nieugiętej woli!