Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

My marzymy o zmianie jego i naprawie, marzymy bezwolnie, głupio, jak o niebieskich migdałach lub zaczarowanych zamkach, i beznadziejnie, bo nie widzimy nikogo wokół, kto chciałby uczynić ze siebie ofiarę dla innych, nie mówić, nie płakać i marzyć, jak my, lecz poprostu własnemi rękami robić coś dla wszystkich... Dlatego, gdy się zjawi taki człowiek, jak pan Nesser, oddajemy mu serca nasze i dusze! Jesteśmy gotowi pójść za nim na wszelkie niebezpieczeństwo i trud, zginąć za niego!...
Umilkła, ciężko oddychając i wbijając oczy w twarz panny Briard. Milczały obie i nie widziały dziwnego wyrazu twarzy Nessera, który siedział nieruchomo, zamieniony w słuch.
— A pani... pani pójdzie za nim? — zapytała głucho panna Briard.
— O, poszłabym! — szepnęła namiętnie Julja. — Poszłabym z nim na największą mękę, gdybym... Ja nie wiem, ale czuję, ot — tu głęboko, że on myśli i cierpi za wszystkich, że już zaczął robić coś wielkiego, czego ogarnąć nie może mój głupi mózg... Poszłabym za nim, ale ja... go kocham i nie mogę. Nie mogę!... Ja go nie wstrzymam od śmiałych, szalonych czynów, będę jak pies szła za nim przy nodze, albo się wściekle rzucała... na wrogów jego, aby przegryźć im gardła i nacieszyć się zemstą!... Nie śpię po nocach, staram się przebić ciemną przyszłość, a zawsze, zawsze widzę jedno i to samo... Śmierć czyha na niego... śmierć!... Ja go nie uratuję! Dlatego to zapragnęłam, żeby pani, równa mu rozumem, była przy nim, kochająca, kochana, droga mu, i żeby się pani stała tą, o którą drżałoby jego serce...