Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani mówiła, że wierzy każdemu słowu memu, a ja tymczasem żartowałem! Nie myślę wcale o katastrofie. Mnie nic złego stać się nie może, bo mam w sobie czary, panno Martin! Doprawdy — czary! Mogę stanąć przed całą artylerją „boszów“ i ani jeden pocisk nie ugodzi we mnie!
— Aha! — zaprzeczyła. — A pod Arras?
— Tam nie myślałem o czarach i wtedy właśnie nadleciała ta „świnia“! — zaśmiał się. — Zapewniam panią, że myślę tylko o zwycięstwie!
Słuchając wesołego głosu Nessera, uspokoiła się potrosze.
— No, a teraz przyznać się! — żartował dziennikarz. — Co dziś było na kolację: „brioche“, czy sandwicz? Piwo, czy kawa?
— Dziś? — szepnęła. — Dziś nie...
Urwała nagle i zesztywniała. Przez salę szła uśmiechnięta panna Briard z wiązanką kwiatów w ręku i z ożywieniem coś opowiadała idącemu obok lekarzowi.
Podeszli razem do Nessera. Doktór obrzucił zachwyconym spojrzeniem obie kobiety i zmrużył oczy.
— Ci dziennikarze to mają szczęście! — zawołał. — Otaczają ich zawsze najpiękniejsze kobiety...
Ukłonił się teatralnie i odszedł, pogwizdując.
Panna Briard z niezwykłą serdecznością witała Nessera. Wydało mu się, że czyniła to umyślnie, aby sprawić przykrość Julji. Miał już na ustach dość cierpkie zapytanie, skierowane do pięknej, wyniosłej panny, lecz nie wypowiedział go. W duszy jego z dniem każdym szerzyła się nieznana mu dotąd rzewność dla wszystkich. Z bólem serca spo-