Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to chyba mi się już wścieknie. Pofolgowałam tam sobie i nagadałam im za wszystkie czasy!
— To pani wyjeżdża?! — spytał Nesser z trwogą w głosie, a w oczach jego miotały się strach i rozpacz. — Pozostanę znowu sam?... Mogłaby pani przecież, panno Martin, dla mego dobra...
Przerwała mu jakimś radosnym szeptem:
— Jedziemy razem pojutrze!... Powiozą pana do szpitala na operację, bo trzeba znaleźć i wyciągnąć trzeci kawałek żelaza.
— Ach! — westchnął Nesser z ulgą.
Julja Martin milczała. Siedziała cichutko, nie ruszając się, skulona na stołku u nóg Nessera. Nagle łkania bezdźwięczne wstrząsać nią zaczęły, a łzy kapały na czarną bluzkę. Nesser podniósł na dziewczynę niespokojny i zdumiony wzrok. Szybko otarła łzy i uśmiechnęła się z jakimś dziwnie rzewnym wyrazem oczu.
— To nic, to nic! — szepnęła. — Jestem tak bardzo szczęśliwa!
Nesser milcząc, wyciągnął do niej rękę. Podała mu dłoń, a on zapytał:
— Dlaczego pani płakała?
Zarumieniła się zlekka i namarszczyła brwi.
— Wydało mi się, że jestem panu potrzebna... — odpowiedziała po chwili. — Jakież to szczęście wiedzieć, że komuś na nas zależy, że poza sobą powinno się myśleć stokrotnie więcej o kimś innym!
Nesser radośnie potrząsnął gową i szepnął:
— Jakie to dziwne! Wypowiedziała pani myśl, nad którą łamałem sobie głowę przez tyle miesięcy, zanim doszedłem do niej, a pani tak odrazu wyraziła ją w kilku słowach — najprostszych i najprawdziwszych!