Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nesser czuł że wzrok jego pociągał ku sobie każdą parę tych oczu groźnych i wrogich, nieznaną mocą zniewalał je wpatrywać się w jeden, jemu tylko znany i ściśle określony punkt francuskiej transzy. Z taką samą powolnością, skupieniem i siłą sunął wzrok Nessera po wąskiem, zaledwie 50 metrów liczącem paśmie przeraźliwie, ohydnie pooranej, poszarpanej, brudnożółtej ziemi. Pochylone, tam i sam połamane pale, powikłana chaotycznie sieć drutów, doły, bruzdy... czarna plama wyschłej krwi, wsiąkniętej w glebę; jeszcze bliżej — nieruchome ciało niemieckiego strzelca, bezładna kupa szmat, z pośród których wystawała skrwawiona ręka, zaciskająca lufę strzaskanego karabina.
O pięć kroków dalej — drugi żołnierz. Leżał nawznak, rozrzuciwszy ręce; od czasu do czasu podnosił głowę, która opadała mu natychmiast, uderzając o ziemię. Nesser przypomniał sobie scenę, widzianą przed laty na przedmieściu Paryża.
Ze wsi przybyło kilka furmanek z jarzynami. Jakaś stara, niezwykle wynędzniała szkapa potknęła się na asfalcie i upadła, głucho uderzając chudemi bekami o jezdnię. Brzuch konia rozpuchł, natychmiast wyprężyły się i zesztywniały nogi. Biała szkapa zdychała. Chwiejna, cienka szyja jej drgała jednak długo i unosiła ciężki łeb, wnet opadający z głuchym łoskotem.
Wzrok dziennikarza, powoli sunął bliżej i bliżej do rowów francuskich. Bruzdy, wyrwy, kamienie, rude od rdzy odłamki żelaza, odłupane drzazgi drewna — szczapy belek... a pomiędzy niemi na skrawkach żółtej ziemi ujrzał Nesser ślady stóp ludzkich. Przyjrzał im się uważnie i pojął, że są to jakgdyby jego