Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chodźcie, panowie! Nie tak straszny djabeł, jak go malują! Zabierzcie tylko nosze ze sobą!
Nim przeszli pole, spadło jeszcze kilka pocisków kilka innych rozprysnęło się wysoko nad głowami idących ludzi i — nagle kanonada ucichła. Tylko francuskie baterje ryczały jeszcze długo, mszcząc się na nieprzyjacielu za czujność jego i za sześćdziesięciu rannych i czterdziestu zabitych strzelców.
W sztabie urządzono Nesserowi szumną owację, a generał, dowodzący odcinkiem, przypiął mu na piersi własny krzyż wojenny. Korespondent natychmiast po tej ceremonji opuścił sztab i poszedł szukać Manon de Chevalier. Znalazł ją w pobliskiej wiosce, do której musiał iść po błocie całe trzy kilometry. Stał tam szpital przyfrontowy. Sanitarjuszka ukończyła właśnie formalności z oddaniem rannych z pod St. Mihiel i wybierała się zpowrotem na swoją czołówkę. Nesser prosił, aby mu pozwoliła towarzyszyć sobie. Jechali nieznośnie trzęsącą furą sanitarną. Siedzieli obok siebie, milcząc.
Wreszcie Nesser rzekł cicho:
— Wyglądało tak, jakgdyby pani chciała zginąć...
Podniosła głowę i odparła spokojnie:
— Spełniałam swój obowiązek. Takie przypuszczenie stosuje się raczej do pana...
Uśmiechnął się wesoło i szepnął:
— Nie myślałem o śmierci! Porwała mnie pani swoją odwagą... Zresztą kto wie — może pchnęło mię do pani „przyzwoite“ wychowanie. Nie mogłem obojętnie patrzeć na kobietę, poświęcającą swoje życie...
Wzruszyła ramionami i zauważyła obojętnym głosem: