Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale jedynie dlatego, że jesteś tak bezgranicznie łysy — dokończył dziennikarz i podszedł do Julji.
— Odjazd! Odjazd! Zająć miejsca! — krzyknął konduktor.
Julja podała Nesserowi bukiecik.
— To ode mnie. Niech pan myśli o mnie dopóki nie zwiędną te kwiaty! — szepnęła.
Nesser pochylił się i, zanim się spostrzegła, pocałował ją w rękę.
— Będę pamiętać znacznie dłużej i przypomnę sobie panią w tej samej chwili, kiedy obrazek Marji mógłby mnie ustrzec od złej przygody! — zawołał szczerym głosem.
Klepnął Rumeura po ramieniu i, wskakując do ruszającego już wagonu, krzyknął:
— Czekaj, redaktorze, na bomby i race!
Dym i para zasłoniły przed nim cały peron, tłum, odprowadzający żołnierzy i oficerów, grubego Rumeura i wyniosłą, zgrabną postać Julji Martin. Pociąg odrazu nabrał pędu i ze zgrzytem kół i szczękiem zwrotnic wytoczył się z oszklonej hali dworca. Pan Benjamin Rumeur nie mógł ochłonąć ze zdumienia. Henryk Nesser, niepoprawny cynik, z szacunkiem całujący rękę tej rudej pani? Nic innego — tylko musiała to być, jakaś ważna osoba, elegancka dama, może nawet żona generała, z którym korespondent zaprzyjaźnił się zapewne na froncie...
Pan Benjamin Rumeur z całą wytwornością ukłonił się Julji, żegnając ją pełnem zachwytu szeptem:
— Madame!...
Julja Martin nie odpowiedziała na jego ukłon. Szła zgnębiona, z opuszczoną głową i bez dźwięku