Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nesser nie odrazu odpowiedział. Namyślał się długo, a, widać, że staczał wewnętrzną walkę, czuł męczącą rozterkę, bo przybladł i pozostawał długo milczący, nasępiony.
— Chciałem wypocząć trochę, ale przekonałem się, że był to poroniony pomysł. Już nie mogę żyć bez pracy, bo opadają mię nieznośne myśli... Pojadę na front, redaktorze...
— Doskonale! — ucieszył się Rumeur. — Natychmiast odwołam swoich wałkoniów, bez pożytku pętających się po sztabach! Pan jeden odrobi za wszystkich i coś tam upatrzy dla „Hałasu Ulicy“, — jakąś bombę, racę niezwykłej jaskrawości!
— Nie wiem — szepnął Nesser. — Muszę się rozejrzeć, pomyśleć, skombinować, co wam tu potrzeba, a co ja mogę dać, bo widzicie, redaktorze, zaszły pewne... zmiany...
Urwał nagle i znowu zmarszczki zaczęły bruździć jego blade czoło.
— Co za zmiany? Przerażasz mnie, mój drogi!
— Niech się redaktor uspokoi! Myślałem w tej chwili o sprawach prywatnych.
— Może chciałbyś podwyżki honorarjów? — szepnął Rumeur. — Chociaż przeżywamy kryzys, jednak czegobym ja dla ciebie nie zrobił!...
— Nic! Nie! — zaprzeczył korespondent. — Tu nie o pieniądze chodzi... Ale pan, poczciwy Rumeur, i tak mnie nie zrozumiesz! Zapomnij pan o tem! Pojadę na front i będę się starał dawać wam „bomby“ i „race“...
Westchnął i wstał.
— Odjadę jutro wieczorem — rzekł cichym głosem, żegnając redaktora.