Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na pielęgniarkę na czołówkach sanitaryjnych i po jakiejś bitwie dostała medal.
— No, to bardzo szczęśliwie się stało! — zawołał Nesser, szczerze uradowany. — Taka niebezpieczna i ciężka praca przywróci jej spokój!
Julja Martin podniosła nagle głowę i rzuciła surowym głosem:
— Marja Louge nie żyje...
— Nie żyje — jak echo powtórzył korespondent.
— Zginęła na froncie. Gdzieś... w Ardennach... Padł tam granat niemiecki — dodała robotnica i otarła oczy. — Dyrekcja obiecała wmurować w ścianie wielkiej hali tablicę na cześć poległej. Biedaczka — cicha, pokorna, milcząca trusia!...
Zaległo ciężkie milczenie. Nikt z tych trojga ludzi nie miał sił rozpocząć rozmowy. Zdawało się, że cień Marji Louge stanął przed nimi, patrzył i żądał odpowiedzi na pytanie, od którego zależał czyjś los.
Nesser w milczeniu pożegnał dziewczyny i odszedł.
Marja Louge nie żyje... Powtórzył te słowa kilka razy, a coraz głośniej, tak, że ten i ów z przechodniów obejrzał się za nim. Szedł z pochyloną głową, patrzył sobie pod nogi i postukiwał laską, ciężko opierając się na niej. Myśl pracowała w zgiełkliwym popłochu.
— Istniała na świecie Marja Louge. W wielkiem, bogatem mieście, wśród niemilknącego zgiełku, w tłumie pięciomiljonowym żyła ona — pokorna, milcząca, cicha... „Błogosławieni cisi i czystego serca“... Zawsze czuła samotność, bała się jej lękiem przerażającym... Niczego nie pragnęła oprócz jednego tylko — nie być samotną, znaleźć pokrewne serce,