Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Każdy ma swego mola, co go gryzie! — odparł. — Zresztą znudził i znużył mnie pobyt w Szwecji. Nastały teraz, moja pani, takie podłe czasy, że, patrząc na ohydę ludzką, nie chce się żyć, — chyba tylko w takiej pracy, która pochłaniałaby cały czas, nie pozostawiając ani chwili na rozmyślania. Trzeba być maszyną ze stali, wtedy jako-tako... Ale mówimy o mnie! To — nie ciekawe! Co się dzieje z panną Louge? A może w merostwie zarejestrowano już poczciwe stadło Berget? Czy przypadkiem nie stałem się już wujkiem, w projekcie chociażby?
Julja westchnęła i opuściła oczy, a towarzyszka jej zaczęła opowiadać smutnym głosem:
— Ten biedny Berget nie powrócił z południa... Kule „boszów“ zrobiły swoje... Gruźlica... Umarł chłopak...
— Berget umarł?! — szepnął Nesser.
Robotnica kiwnęła głową i mówiła dalej:
— Marja pojechała do niego, pogrzebała go i powróciła...
— Była bardzo zrozpaczona, przybita? — tymże szeptem spytał Nesser.
— A kto ją wie?! — odparła. — Taka sama cicha, milcząca, pokorna... „Mokra kura“, jak ją nazywaliśmy zawsze... Zaczęła była pracować, lecz po tygodniu (dziś właśnie wspominaliśmy, że to już minął trzeci miesiąc!) zgłosiła się do biura i zażądała rozrachunku... Wyszła bez pożegnania, tylko oddźwierny, który kontroluje numerki, opowiadał, że płakała... Długo nic o niej nie wiedziałyśmy. Przepadła, jak kamień w morzu! Aż tu jedna z towarzyszek przeczytała w gazecie o Marji. Zapisała się