Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A ten znowu zabiegł jej drogę i zajrzał w oczy. Jęknął z przerażenia. Twarz matki była śmiertelnie blada, głębokie zmarszczki bólu przecinały czoło i zarysowały się około powiek, a łzy ciężkiemi i dużemi kroplami spadały na pierś.
Loluś rzucił się do matki, aby ją pieszczotą uspokoić, lecz nagle sposępniał. W jego sercu i duszy dziecka urosła nagle duma mężczyzny, pełnego stanowczości i nieugiętych przekonań. Ten nowy mężczyzna odczuł, że w duszy matki dojrzało zrozumienie jego myśli i że opłakuje ona nie jego los, lecz ciszę jego dzieciństwa, która minęła już bezpowrotnie.
Loluś schylił się i w milczeniu złożył na ręce matki pocałunek pełen czci i ubóstwienia.
Nic już do siebie nie mówiąc, powrócili do domu. W pożegnaniu z nim matki, w jej pieszczotach Loluś odczuł nieznany przedtem, nowy odcień, który go wzruszył bardzo, a zarazem wzbudził w nim uczucie dumy.
W dwu przyległych pokojach matka przez całą noc opłakiwała dziecko-syna, który stał się nagle mężczyzną, a syn snuł męskie, śmiałe, bezwzględne plany swego życia dla narodu, którego drobną cząstką, jak kropla deszczu, spadająca do morza, była jego matka i on sam.