Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sunie tuż za muzykantami mołodycia a w jej ozdobionej wieńcem i „uplitem“ warkoczy główce wszystko jakoś dziwnie się powikłało, i urywki pieśni: „A w nedilu rano, rano dzwony zadzwonyły, a sze rańsze pered schodem u cim domi zaśwityły. U cim domi mamka wstaje, mamka dytie ubyraje...“, i — jakaś obawa czy wstyd, nadewszystko jednak troska, aby nie zapomnieć wszystkich wymogów górskiej, starej, jak popękane skały, etykiety podczas wesela, „propija“ i wykupnego, gdzie będą tańce, strzelanina z pistoletów, i „sumne“ pieśni, gdy to obyczaj każe mołodyci płakać... a potem — pierwsze kroki w chacie świekrów, nowy „propij“ i znów obrzędy i zabawy aż do białego dnia, kiedy to wreszcie podochocony, roześmiany i żartobliwy drużba odprowadzi młodą parę do komory, zdejmie knieziowi i kniahini buty i da znak grajkom, aby muzyka ustała... Urwie więc skrzypek i dłonią spoconą zagłuszy drgania strun towarzysz jego — pijany cymbalista... Zapadnie cisza... Rozejdą się goście, pożegnawszy gospodarzy... Niebawem już bydło myczeć zacznie